piątek, 3 lutego 2012

Za jajko bułka była - wspomnienia z Borysławki

Halina Fajfer (z domu Sroka) urodziła się w 1930 roku w miejscowości Borysławka. Tak wspomina życie w miejscowości, która powoli odchodzi w zapomnienie.

Warunki życia 

Z Borysławski do Rybotycz szło się pieszo. We wsi domy stały jeden koło drugiego, gęsto.

Każdy na polu pracował i z tego się żyło. Dzieci pomagały. U nas dziadek Sroka był murarzem, mój ojciec też tak zarabiał. Piece stawiali.  To już lepiej było, pierogi były białe i bułka była. Mieszkaliśmy wspólnie z rodzicami mojego ojca -  moi rodzice i nas dzieci 7- ro (ósme urodziło się w Rybotyczach). 

Nasz dom był drewniany kryty blachą, stodoła osobno. Było tylko 2 pomieszczenia. Dziadek z babką w dużym pokoju, a my wszyscy w kuchni. Moja mama przyszła tam mieszkać. Nie mogła się rządzić. Mieliśmy krowę. Było masło, śmietana. Jak mama szła paść krowy, to zawsze w szafce układała nam bułki, mleko żebyśmy sobie wzięli jeść.

Matki rodzina też mieszkała na Borysławce (Petroczko), w górnym końcu. Jej ojciec był leśniczym, dzik go poharatał strasznie.

Do lekarza szło się do Dobromila lub do Niżankowic - w Rybotyczach nie było. Gdy miałam zapalenie migdałków, ojciec szedł ze mną pieszo przez las do Dobromila. Jak ktoś nie mógł iść to zdychał. Ludzie mało chorowali. Nie było aut. Telewizora nikt nie widział, radia nikt nie miał. Prądu nie było. Lampa, nafta - tyle. 

Stosunki międzyludzkie

Jak były śniegi w zimie siedzieli ludzie w domu. Kiedyś pamiętam, tak okna były zamarznięte, że skrobaliśmy  nożem, żeby coś przez nie zobaczyć - lód gdzie na 5 cm może. Chyba takie mrozy były. Ludzie się szanowali. Jak my mleka nie mieli, jak się krowa nie doiła, to 7 osób raz nam przyniosło. Później jak oni nie mieli, to im się niosło. Ale wesoło było, choć tak biedowali ludzie.


Ludzie chodzili na zabawy tańczyć. Chodziłam patrzeć, zaglądać jak inni się bawili. Śluby były w cerkwi. Jak się żenili? Różnie 25, 30 lat mieli - nie żenili się szybko. Długo chodzili.

Dzieci były małe. Sam drób był… ja najstarsza byłam, 14 lat miałam. Matka dźwignęła żarno bo Niemcy zabierali by ludzie nie mleli. Zachorowała i do szpitala trafiła. Zostałam z  2 miesięcznym Anusiem. Przyszło sadzić ziemniaki w lecie. Nie wiedziałam jak sadzić, sąsiadka mi pomogła, pokazała jak. Dziadki już nie żyli.

Trochę zacofani byli ludzie. Kiedyś ksiądz jedzie, słyszy krzyki w jednym z domów. Kłóci się chłop z babą. Pyta o co chodzi, a oni na to, że  puszczali krowę do byka. Ona mówi - „jak będzie cieliczka będziemy chować, jak będzie byk sprzedam - a chłop inaczej chce”. Ksiądz się więc pyta - „ a kiedy chodziła do byka?”, a oni, że dzisiaj. Na to ksiądz zdziwiony - „Jeszcze nic nie ma, a wy się już tak kłócicie?”

Jedzenie

Do jedzenia kiszelica z owsa mielonego na gęsto była. Zaczyniało się to jak żurek. Gęste było. Zamiszka – taka gęsta. Na gęsto z mąki. Mielona pszenica gęsto gotowana. Woda kipiała i się dawało mąki. Maczało się to w mleku trzymając na łyżce. Pierogi z mąki mielonej na żarnach. Na żarnach się mieliło.

Jak raz wymarzły kartofle, nic nie zostało… Grad upadł i śnieg… nie było co kopać. Jadło się wtedy pokrzywę, ziemniaki się zbierało te co zmarzły -  dusiło się i placki z tego piekło. Lebiodę ludzie jedli. Troszku mąki się rozrobiło. Kto widział herbatę. Kawa była ze zboża. Spaliło się, rozwałkowało i była.

Żydzi z Rybotycz chodzili z koszykiem, sprzedawali bułki. Za jajko bułka była. Aż na Jamne szli sprzedawać.

Dzieci i szkoła

Dzieci się rodziły na miejscu,  po 8, po 10 mieli. Była taka babka Ołeni co pomagała przy porodach. Moja mama, gdy miała rodzić mówi – „idź , idź po babkę, niech weźmie naftę” – jak ta przyszła, mama już urodziła. Dzieci rzadko chorowały. U nas jedno zmarło, Bronka się nazywała, 3 lata miała. Koło dzwonnicy jest pochowana. 

Była szkoła - 7 klas -  od 7 lat do 14. Z Rybotycz chodziło 2 dziewczynki. W Rybotyczach było 4, czy 5 klas. Nauczyciele mieszkali na Borysławce i było ich paru. Dzieci dużo było.

Szkoła była elegancka. Koło szkoły stał krzyż. Zaraz obok tego czytelnia i świetlica. Koło tego miejsce, gdzie mleko odbierali (skup mleczarni), można było sprzedać. Zaraz cerkiew. Wszystko w jednym kierunku. Polaków tylko 4, wszystko reszta Ukraińcy. Ojciec, stryku, ciotka Panejkowa i Górska, te 4 rodziny – 4 pojedynczych Polaków. Dwie rodziny żydowskie. Ludzie mówili po ukraińsku. W szkole po polsku i ukraińsku.

Religia

Wszyscy chodzili do cerkwi, a żydzi chyba do Rybotycz do bożnicy (znajdowała się poniżej dzisiejszego sklepu GS) .

Z Posady pop przyjeżdżał w niedziele. Każdy numer miał wysłać wóz po księdza co niedziele, żeby mógł z Posady dotrzeć i odprawić nabożeństwo.

Wojna i wysiedlenie 

Wojnę przeżyłam na Borysławce. Niemcy obławy robili… Matki brata zabili - był biedny, chory - zabrali go od pieca, gdzie zwykle kartofle strugał. Prowadzili tak aż koło Dućki, zapierał się, 7 kul dostał i na drodze zostawili. Szukali ludzi, chłopów… chłopi się ukrywali… 

Raz to pamiętam na wojnę brali - ojciec szedł ale w Rybotyczach ich policja wróciła, że już nie trza. Rodzinę żydowską zabrali Niemcy. Jak się zaczęła wojna kończyć, ruskie byli znów….

Szabrowali też, zabierali co mogli z domów ludziom…. Wysiedlenie było, żeby band UPA nie było…. Ludzi wysiedlili het, a nas do Rybotycz. Inni na Ukrainę… jechali wozami, krowami - wojsko pilnowało…. Ojciec poszedł się zarejestrować do Rybotycz, pokazał dowód, a na to ten co rejestrację prowadził -  „polen” krzykną i nahają go po plecach. W taki sposób my, stryju, ciotka i Górska trafiliśmy do Rybotycz… Domy zostały, meble, wszystko zostało… tu nam kazali wybrać sobie dom. Po Ukraińcach, co ich wysiedlili zostały domy, sami nowi ludzie przyszli na to miejsce…

..................................................................................................................................

Opracowano na podstawie rozmowy przeprowadzonej 6.01.2012 r.

7 komentarzy:

  1. Borysławka to dla mnie szczególny przykład jak szybko może zniknąć ślad po człowieku, po kłótniach, miłościach. Niesamowite, że las tak szybko pochłonął tę wieś. Byłem tam na cmentarzu. Długo szedłem dróżką przez laski i zarośla i dopiero gdy zobaczyłem stare krzyże, nadeszła świadomość, tu kiedyś ktoś mieszkał. Dobrze że zbierasz te okruchy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jakby się udało zebrać trochę wspomnień... ale większość dawnych mieszkańców chyba już nie żyje. Gdy będzie cieplej mam nadzieję, że uda mi się pójść porobić więcej zdjęć. Szkoda, żeby pamieć o tym miejscu "zarosła trawą".

      Usuń
  2. Witaj, Joanno, jesteśmy sąsiadami przez jedną górkę, jak idziemy na spacer, na łąki, to patrzymy z góry na Rybotycze. Poznaliśmy kiedyś taką kobietę, Bronia miała na imię, zawiozła nas do plebanii w Posadzie, tam onego czasu pomieszkiwała, bo teraz to chyba agroturystyka. Mówiła, że objawiła jej się Matka Boska, bała się bardzo swego brata, a pomieszkiwał właśnie na Borysławce, nie widujemy jej teraz, mieszkała w Rybotyczach w starym, rozsypującym się domu, mówiła, że ma papiery na te tereny, bo jej ojciec pracował u pana na Arłamowie, a on dał mu mnóstwo hektarów lasu, pochodzili z Trójcy. Nie wiem, ile w tym prawdy, czekała na wojsko, które pomoże jej w razie zagrożenia.
    Szperam, szukam o tych wsiach, których już nie ma, z wielką przyjemnością czytuję Twoje posty, słucham opowieści o dawnym, zaglądam na stare cerkwiska, szukam śladów cmentarzy, wypatruję resztek starych sadów, gdzie mogłyby być osady ludzkie. Prawdopodobnie w Trójcy, za potokiem są jeszcze ruiny dworu, zajrzymy tam na przedwiośniu, kiedy śniegi zejdą, a wody opadną.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nowe wpisy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie na Borysławce już nikt nie mieszka. Bronia przestała być "wizytówką" wsi i mieszka w Domu Pomocy Społecznej. Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Witam ,mieszkałam kiedys na Posadzie Rybotyckiej,czytam o Broni ,ze mieszka w Domu Pomocy ,a co stalo sie z ANUSIEM ?

      Usuń
  3. Takie historie trzeba kolekcjonować jak perełki, żeby nie odeszły w zapomnienie. Bardzo ciekawy blog!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...